Czas najwyższy na kolejną odsłonę Wyjadaczek na tropie. Tym razem wybór padł na Morocco Restaurant czyli jak sama nazwa może wskazywać lokal z marokańską kuchnią. Powiem szczerze, że od początku nastawiłam się na przepełnioną smakami kulinarną wyprawę do aromatycznej Afryki. Obiecywałam sobie wiele zwłaszcza po przejrzeniu facebookowego fanpage'a restauracji- klimatyczne fotografie wnętrza zapowiadały ucztę w iście marokańskim wnętrzu (pufy, kolorowe dywaniki i niskie stoliczki) a do tego oryginalna zastawa stołowa prosto z Maroko. Dzień, który wybrałyśmy na naszą wizytę był raczej deszczowo- pochmurny więc bardzo liczyłam na energetycznego i aromatycznego kopa.
Ale,ale- może od początku. lokal mieści się na ulicy Mielżyńskiego, nieopodal Okrąglaka. Charakterystyczny niebieski kolor u wejścia zaprasza i obiecuje marokański klimat. Nic bardziej mylnego! za drzwiami, na parterze znajduje się nieco przytłaczająca, ciemna sala z elementami wystroju w marokańskim stylu. Spodziewałam się klimatycznych dywaników, puf i stolików- gdzież to? Pomogła nam miła pani kelnerka, która po pytaniu o rzeczone elementy zaprowadziła nas do piwnicy, gdzie faktycznie mamy znacznie bardziej marokańkskie w klimacie wnętrze. Ciekawostka jest taka, że pani poprosiła nas o zdjęcie butów i pozostawienie ich we wskazanym miejscu- super fajne jak dla mnie:) Zajęłyśmy miejsce, usadowiłyśmy się na pufach i zabrałyśmy się za wybieranie dań.
Po dość długim zastanowieniu ( nie mogłam zdecydować czy wybrać zupę czy deser) padło na tadżin wegetariański i deser w postaci fondantu czekoladowego z lodami( to swoją drogą chyba mało marokański deser). Marysia wybrała tadżin w wersji mięsnej i ciasto filo smażone z farszem i miodem ( wrażenia oczywiście w relacji na Gruszka z Fartuszka). Zamówiłyśmy też wino, które pomijając piękną i szalenie niewygodną karafkę w której było podane smakowało całkiem dobrze.
Sposób podania dania głównego w tradycyjnym naczyniu bardzo fajny, mniej fajny fakt, że pani kelnerka w mgnieniu oka zabrała pokrywy. Czas by ocenić danie. Mój tadżin podany został z kuskusem (w osobnej miseczce). Danie prezentowało się niestety mało imponująco i zważywszy na zawartość miseczki (kilka warzyw pokrojonych w spore kawałki i troszkę sosu) uważam, że było drogie (21zł). Dania wegetariańskie są wymagające- by czarowały smakiem powinny być doskonale doprawione i tego spodziewałam się po tym daniu. Niestety najbardziej aromatyczny okazał się kuskus... A danie było po prostu zbieraniną kilku warzyw w sosie bez wyraźnego aromatu. Nie powtórzyłabym tego zamówienia kolejny raz...
Przejdźmy do deseru. Sam fondant został podany na przepięknej ceramice. Ciastko było bardzo, bardzo dobre i uznałabym je za cudny deser gdyby nie lody... Gdy raz spróbujesz lodów własnej produkcji lub chociaż takich z lodowej manufaktury po prostu nie masz tolerancji dla lodów przemysłowych. Fondant podany został z gałką sorbetu cytrynowego ( zrobienie go samodzielnie to niewielki koszt produktów i wkład pracy), który był tak chemiczny w smaku jak tanie gazowane napoje cytrynowe, a lody śmietankowe były, no po prostu były... Cena deseru to 14zł i myślę, że byłabym gotowa zapłacić nawet więcej gdyby lody były dobre, bo fondant był bardzo smaczny!
Jak widzicie zapewne wyszłam średnio zadowolona, by nie powiedzieć, że zawiedziona. Miejsce zapowiadało się ciekawie i myślę, że tylko maksymalna dbałość o detal może dać temu miejscu szansę na gastronomicznej mapie miasta. Szczerze powiem, że najprawdopodobniej tam nie wrócę, bo zderzenie mojego wyobrażenia o tym lokalu i rzeczywistości było bardzo bolesne...
Podsumowując:
Nie urzekła mnie ta gastronomiczna historia... Pierwsze wrażenie po wejściu- nie najlepsze, pierwsze danie również słabo, deser nieco ratował sytuację, ale tych lodów nie wybaczę...
Obsługa (10):
W zasadzie obsługa bez zarzutu: pani była miła, uśmiechnięta, pomocna. Udzielała odpowiedzi na pytania i sprawiała wrażenie kompetentnej.
Wystrój lokalu (4):
Gdybym miała oceniać tylko część w której siedziałyśmy ocena byłaby wyższa ale oceniam całość i niestety gdybym weszła do restauracji nie wiedząc o istnieniu strefy z pufami to bez zastanowienia wyszłabym. Plus za toaletę- czysta i przyjemna.
Jedzenie (4):
Bardzo się zawiodłam na tadżinie. Samo ciastko w deserze zasługuje na pochwałę, ale lody absolutnie do wymiany!
Ogólne wrażenie (4):
W zasadzie wrażenie nie jest najlepsze. Więcej elementów na nie niż na tak, niestety.
Relcja ceny-jakość (5):
Ceny przyzwoite jednak w relacji ceny i jakości( kompozycja smakowa i skład) tadżin bardzo drogi. Deser w adekwatnej cenie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPani Doroto,
OdpowiedzUsuńSkoro zamieszcza Pani link do bloga koleżanki Marii, to aby się nie powtarzać prosimy zapoznać się z komentarzem odnoszącym się do ostatniej wizyty Pań w naszej restauracji: http://www.gruszkazfartuszka.pl/wyjadaczki-na-tropie-morocco-restaurant/#comments
Z poważaniem
Karolina i Piotr